Tramwaj jest najważniejszy. Autobusy trzeba ograniczyć
Krzysztof Aładowicz
Drogowcy konsultują układ komunikacyjny, jaki będzie funkcjonował po wybudowaniu linii tramwajowej do Fordonu. Najważniejsze, by uniknęli błędów popełnionych przy uruchamianiu linii do dworca PKP
Zarząd Dróg Miejskich i Komunikacji Publicznej zaapelował do fordońskich rad osiedli, by zebrały wśród mieszkańców pomysły, jak ma wyglądać komunikacja miejska po uruchomieniu nowej linii tramwajowej. Chcą opracować koncepcję zmian. I wdrożyć w życie. Tramwaje do największej bydgoskiej dzielnicy mają ruszyć 1 stycznia 2016.
Wkrótce przed władzami miasta pojawi się problem, kto wie, czy nie najtrudniejszy do rozwiązania. Trzeba skutecznie odpowiedzieć, co zrobić, by zachęcić mieszkańców do podróżowania linią tramwajową. Jej budowa to koszt niemal 300 mln zł. I jak wypełnić ludźmi nowe tramwaje za kolejne 100 mln zł?
Pasażerowie nie mają wyboru. Albo pojadą tramwajem, ewentualnie rowerem, albo nie wyjadą z Fordonu. O tym, że ratusz i drogowcy odnieśli sukces, będzie można mówić, gdy na podróże tramwajami zdecydują się ci, którzy obecnie nie chcą myśleć o korzystaniu z transportu publicznego.
Dlatego władze muszą być świadome jednego: utrzymanie połączeń tramwajowych, jeśli mają zyskać społeczną aprobatę, będzie kosztowało sporo. Gdy zdecydują się na warianty oszczędnościowe, to już teraz można powiedzieć bez większego ryzyka, że inwestycja okaże się gigantyczną klapą.
ZDMiKP jakiś czas temu informował, że do Fordonu będą kursowały od dwóch do czterech linii tramwajowych. Jeśli zdecydowaliśmy się na taką budowę, to musimy zapewnić jej wykorzystanie do możliwości dojazdów w jak najwięcej rejonów miasta. Dlatego na tej trasie powinny kursować cztery linie - do dworca kolejowego i ul. Rycerskiej, na Wilczak, do Lasu Gdańskiego i na górny taras. Tylko duża częstotliwość kursów - w szczycie nawet co trzy, cztery minuty i jak najwięcej możliwych celów bezpośredniej podróży może spowodować, że tramwaje zyskają na popularności. Nie wyobrażam sobie, że wieczorami, tak jak obecnie, tramwaje będą kursowały co pół godziny, bo kilka lat temu władze Bydgoszczy zdecydowały się na oszczędności. Efekt jest taki, że kto może, korzysta z samochodu.
To niejedyne czynniki niezbędne do sukcesu. Przez lata na ul. Wyścigowej drogowcy nie potrafili stworzyć warunków do dogodnej przesiadki pomiędzy autobusami i tramwajami. W Fordonie z części osiedli mieszkańcy do tramwajów też będą dowożeni autobusami. Sytuacje, do których dochodziło na ul. Wyścigowej, w których jeden z pojazdów odjeżdża z przystanku w momencie wjazdu drugiego spowodują, że nawet ci, którzy będą próbować przekonać się do transportu publicznego, szybko z niego zrezygnują. Co istotne - pasażerowie korzystający z przesiadek muszą mieć możliwość podróżowania na jednym bilecie.
Istotne jest, by ZDMiKP nie popełniło błędów podobnych przy planowaniu komunikacji jak przy uruchamianiu linii tramwajowej do dworca PKP. Choć frekwencja w tramwajach na tej trasie systematycznie rośnie, póki co nie można mówić o jakimś masowym zainteresowaniu bydgoszczan. Co zastanawiające - autobusy jadące w tym kierunku są przepełnione, a tramwaje z reguły puste. Trudno się dziwić, gdy trasy autobusów i tramwajów się pokrywają. Już dawno np. z Kapuścisk do dworca powinniśmy dojechać wyłącznie po szynach, ale ZDMiKP pozostaje głuchy na wszelkie argumenty. Drogowcy obawiając się reakcji pasażerów, utrzymują też kursowanie bezpośrednich linii autobusowych do Bydgoszczy Głównej z Fordonu, a co za tym idzie, z systemu A+T korzysta zdecydowanie mniej podróżnych niż by mogło. Jednak władze miasta muszą być świadome, że nawet ku niezadowoleniu części mieszkańców będą musiały dość mocno pociąć ofertę autobusową. Inaczej po prostu się nie da.
Cały tekst:
http://bydgoszcz.gazeta.pl/bydgoszcz/1, ... z3TL14c1b6